czwartek, 6 lutego 2014

Moja Włosowa Historia

Cześć!

Przyszła chyba pora na MWH. Jest ona doskonałym przykładem na to jak duży wpływ na m.in. włosy ma nasz sposób odżywiania i aktywność fizyczna. Spora część zdjęć jest fatalnej jakości, ale gdzieś zniknęła większość moich zdjęć i nie mam nic porządnego, a skanowanie tych, które mam nie jest dobrym pomysłem (sprzęt odmawia posłuszeństwa). Zacznijmy jednak od początku...

Urodziłam się pewnego słonecznego dnia... Gdyby to był dzień to na pewno byłby słoneczny. Zacznijmy od nowa... Urodziłam się pewnej pięknej nocy jako posiadaczka długich ciemnych włosków. 



Potem rosłam, a wraz ze mną rosły moje włosy, które ładnie się kręciły. W podstawówce o moje włosy dbały mama i babcia - nie było to nic specjalnego... Szampon i czasem odżywka. I zawsze były zaplatane w dwa warkocze lub kucyki.



W około 3. klasie podstawówki zbuntowałam się i zaczęłam chodzić w rozpuszczonych. Na noc jednak zawsze je wiązałam. Falowały i strasznie się puszyły.



Tak przeszła podstawówka, a potem gimnazjum, a w międzyczasie moja aktywność fizyczna ze względu na liczne kontuzje sporo spadła, a sposób odżywiania pozostawiał sporo do życzenia. W międzyczasie wymarzyła mi się grzywka, która była po prostu straszna (tzn. dzisiaj patrząc na zdjęcia uważam, że to był straszny pomysł). Marzyłam też w tym czasie o falach, więc często próbowałam je uzyskać bardziej naturalnymi sposobami (mokre włosy i warkocz).



W liceum moje włosy wciąż były długie, ale zamiast wiecznie się puszyć zmieniły się na wiecznie obciążone i przyklapnięte. Moja kondycja fizyczna wynosiła 0, a przez 2 lata liceum żywiłam się przede wszystkim zupkami błyskawicznymi. Stan włosów pogarszał się coraz bardziej - było więcej rozdwojonych końcówek, częściej się łamały, były szorstkie w dotyku i bardzo dużo ich wypadało. Ich pielęgnacja ciągle ograniczała się do szamponów z SLES i bardzo rzadkiego użycia odżywki. Wyjątkowo przez krótki czas stosowałam jakiś jedwab (chyba z Green Pharmacy) na końcowki, ale później przestałam. Takiej były wtedy długości...




Zdarzały im się nawet takie incydenty (uwaga! będzie drastycznie)...



W trzeciej klasie liceum postanowiłam zaszaleć i skrócić włosy, a przy okazji wycieniować.  Nawet po tym falowały się, puszyły, łamały, wypadały, rozdwajały, czyli pełen asortyment... Utrzymywałam ten stan do studiów.

Końcówka liceum..



...i pierwszy rok studiów.


Po zaliczeniu pierwszego roku stwierdziłam, że potrzebuję odmiany i wybrałam się do fryzjera w celu obcięcia się na krótko. Dziewczyny w salonie odmówiły drastycznego skracania moich włosów twierdząc, że nie będą mi pasować. Udało mi się jednak osiągnąć pewien kompromis i włosy zostały obcięte w ten sposób...



A gdy miały bad day (czyli prawie cały czas) to układały się w ten sposób...



 Robiły co chciały. Wypadały, rozdwajały się i były wiecznie przyklapnięte. Pozwoliłam im rosnąć i osiągnęły w zeszłym roku taką długość i stan...



Utrzymywał się on do czasu rozstania z ówczesnym chłopakiem. Znacie to, że po rozstaniu odczuwamy olbrzymią potrzebę zmiany? Najczęściej kończy się ona u fryzjera na farbowaniu albo drastycznym cięciu. U mnie na szczęście poszło to w odwrotnym kierunku - rozpoczęłam interesować się pielęgnacją. Zaczęłam od twarzy i ciała (i szybko na tym skończyłam...) i nauczyłam się mniej więcej jak czytać składy. Przypadkiem trafiłam na bloga Alina Rose, a dalej na bloga Anwen i wpadłam po uszy we włosomaniactwo... Zaczęłam więcej się ruszać i lepiej odżywiać. Kupiłam swój pierwszy olej, zmieniłam szampony na te łagodniejsze i zaczęłam stosować odżywki/maski. Sięgnęłam po skrzypokrzywę i witaminę B. Było to w październiku 2013 r. Przestałam jeść zupki błyskawiczne, fast foody i gotowe dania. Zaczęłam sama gotować. Do diety włączyłam więcej tłuszczy roślinnych, świeżych owoców i warzyw. Zaczęłam uważnie przyglądać się, co jem.

Na początku pielęgnacji miałam problemy ze strączkowaniem się włosów, ale dość szybko udało mi się z tym uporać.


Swoje pierwsze włosowe zdjęcie zrobiłam dopiero po miesiącu pielęgnacji. Po kolejnych 3 miesiącach zrobiłam małe porównanie.


Poza zmianą diety najbardziej mi wtedy pomogły:
- olej ze słodkich migdałów,
- domowa maska z oleju ze słodkich migdałów, miodu, oliwy z oliwek i cynamonu, którą potem zastąpiłam maską Biovax do włosów suchych i zniszczonych,
- szampon Babydream,
- kozieradka,
- założenie bloga w celu kontrolowania postępów.

Ze względu na sporo rozdwojonych końcówek postanowiłam się ich pozbyć za cenę długości i tak kilka razy wylądowałam u fryzjera (w lutym i w kwietniu):


Potem zachciało mi się być rudą, ale że przerażało mnie farbowanie odrostów to skorzystałam z balsamu koloryzującego Venita Henna Color (odcień Papryka). Wypłukiwał się w ten sposób:


W wakacje spróbowałam znowu. Tym razem z ziołową odżywką koloryzującą też Venity (odcień Chna), która składała się z henny i talku. Użyłam jej stanowczo za mało, więc kolor prawie w ogóle nie chwycił, ale w pełni słońca błyszczały tak, że Edward mógł się schować:


A gdy się schowało to tak:


Po roku włosomaniactwa zrobiłam porównanie:


Kucyk się ewidentnie zagęścił. Mierzy 9 cm, ale liczę, że jak babyhair podrosną to dobiję do tych 10 cm. Chodziłam wtedy najczęściej w warkoczu.


Jako że moje włosy są bardzo podatne na odkształcenia to po rozpuszczeniu miałam na głowie coś takiego:


Potem w listopadzie 2014 r. poznałam olej kokosowy, który okazał się moim ulubieńcem. Sprowadził mnie też na Prostą Stronę Mocy (wcześniej miałam nadzieję, że jestem lekko falowana, ale jednak nie).


Z tego też powodu coraz bardziej zaczęło denerwować mnie cieniowanie. Między obiema warstwami cieniowania było ok. 20 cm różnicy, a że nie chciałam czekać, postanowiłam się go pozbyć. Po namyśle doszłam do wniosku, że 5-10 cm to dla mnie żadna różnica i w rezultacie oddałam ok. 25 cm Fundacji Rak'n'Roll.


Tuż przed obcięciem (i po umyciu wyłącznie szamponem Barwa oraz bez żadnych serum czy odżywek b/s, widać odkształcenie po wysokim kucyku) i już po obcięciu (do nadania kształtu były wyprostowane prostownicą):


Po pierwszym myciu układały się tak:


Potem już tak:


Dość szybko udało mi się przyzwyczaić do tej długości i nauczyć obsługiwać.

Włosy sobie rosną i wyglądały w styczniu tak:



W sierpniu 2015 wyglądały już tak:





We wrześniu 2015 r. rozpoczęła się moja przygoda z czystą henną. Kolor po pierwszym myciu od hennowania wygląda tak:




Po następnym myciu nie zmienił się. Różni się w zależności od światła. Przed henną moje włosy były niczym kameleon, a henna tylko spotęgowała ten efekt. Kolor bardzo mi odpowiada, więc mam nadzieję, że zostanie ze mną na dłużej. Nie jest już tak nijaki w jesienną pogodę. Ma głębszy i bardziej wyrazisty odcień.

Po dwóch latach zrobiłam kolejne podsumowanie.



W styczniu 2016 r. zafundowałam im kolejne hennowanie - tym razem henną kasztanowo-miedzianą Khadi.




Aktualnie włosy czekają na kolejne hennowanie Khadi i wyglądają tak:


W ciągu kilkunastu pierwszych miesięcy udało mi się doprowadzić włosy do fantastycznego stanu, z czego żeby dotrzeć do stanu dobrego potrzebowały niecałego roku. Przestały być wiecznie przyklapniete, nie puszą się. Ograniczyłam ich wypadanie, łamanie się i rozdwajanie końcówek. Niesamowicie się błyszczą, czego niestety aparat nie potrafi uchwycić, oraz są bardzo miękkie i gładkie w dotyku. Niestety są podatne na odkształcenia, ale jednocześnie szybko się rozprostowują pozostawiają nieładne "coś". Duże znaczenie w moim przypadku miały na pewno dieta, ruch i suplementacja. Jestem idealnym przykładem na to, że można zniszczyć włosy nie używając prostownicy oraz nie farbując.

MWH została także opublikowana na forum Good Hair Day i blogu Anwen.

Pozdrawiam,
Chomik. ;)

8 komentarzy:

  1. Widać wielką różnice :) Ale mocno CI się falowały w 3 klasie podstawówki, cudnie :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję. ;) Mnie najbardziej podobały mi się te, jakie miałam w wieku 2-3 lat. Niestety nie mogę nigdzie zdjęć znaleźć... :/ Ale falki (a może już loczki?) były urocze. Przypominałam małego cherubina z włosami do ramion. :)

      Usuń
  2. Psycholożka ze śląska, która lubi mangę, anime i włosy :D
    Coś czuję, że będę na Twoim blogu częstym gościem :>

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wieeem, niesamowicie przerażające połączenie... ;)

      Usuń
  3. Ależ miałaś długaśne włosy w podstawówce! Super. :)
    A teraz wcale Ci się nie falują czy jakoś im w tym pomagasz?
    Olga

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Właśnie nic z nimi nie robię żeby były proste. Same z siebie falują się teraz rzadko. Najczęściej są odkształceniem po warkoczu. :)

      Usuń
  4. Oj, ile ja bym dała aby mieć taką masę włosów. Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W zasadzie to ich tak dużo nie jest jak można sądzić. Ich ilość oceniłabym jako średnią, ale potrafią się same odpowiednio ułożyć żeby wyglądało jakby było ich więcej. ;)

      Usuń

Będzie mi bardzo miło jeżeli podzielisz się ze mną swoją opinią. :)

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.