Hei!
Pod
koniec kwietnia Sylveco wyprowadziło produkt, po który popędziłam do Zielonej Mydlarni w Katowicach od razu jak tylko mogłam. Szturmem wdarł się w moje życie i
pielęgnację. O czym mowa? O odżywczej pomadce z peelingiem.
Opakowanie
pomadki nie różni się niczym od opakowania pomadki rokitnikowej. Jest kartonik z dużo ilością informacji, a w nim plastikowe opakowanie. Jak
nie byłam do niego przekonana, tak teraz mogę stwierdzić, że jednak daje sobie
radę. Zrzucony z odległości pół metra na panele delikatnie pęka, ale w torebce
krzywdy nie da się mu zrobić, a napisy się nie ścierają.
Pomadkę
peelingującą należy zużyć w ciągu 3 miesięcy od otwarcia, ale muszę przyznać,
że stanowić może to pewne wyzwanie nawet gdy używa się jej 2 razy dziennie. A
przynajmniej ja miałam. :) Ma jasnobeżowy kolor, a w środku zatopione są drobinki brązowego cukru. Nim też pachnie.
Skład
fantastyczny. Jest olej sojowy, wosk pszczeli, cukier trzcinowy, lanolina, olej
z wiesiołka, wosk Carnauba, masło kakaowe, masło Shea, betulina o olej z
gorzkich migdałów. (Wybaczcie straszną jakość zdjęć.)
Co
pisze o niej Sylveco?
„Hipoalergiczna, odżywcza pomadka,
zawierająca naturalne drobinki ścierające w postaci brązowego cukru
trzcinowego. Ten delikatny peeling delikatnie złuszcza i doskonale wgładza
usta. W składzie pomadki znajduje się bogaty w przeciwutleniacze i kwasy NNKT
olej z wiesiołka o właściwościach silnie regenerujących. Pozostałe oleje, wosk pszczeli
i masła roślinne pielęgnują delikatny naskórek ust, zapobiegają ich wysychaniu
i pękaniu. Aktywny składnik – betulina – działa kojąco na wszelkie
podrażnienia, łagodzi objawy opryszczki.”
Pomijając błędy stylistyczne i małą literówkę, brzmi
pięknie. ;)
Ze względu na skład pomadka pozostawia na ustach
tłustą warstwę, która w żadnym wypadku mi nie przeszkadza. Ładnie nawilża i
natłuszcza usta. Peelingujące działanie faktycznie ma miejsce. Możemy dostosować
siłę ścierania do naszych potrzeb. Przy mocniejszym nacisku oczywiście będzie
ścierać mocniej. Co ciekawe ani razu nie udało mi się ust podrażnić ani
nadmiernie zetrzeć skóry przy pomocy tej pomadki. Po aplikacji na ustach
zostają drobinki cukru, więc warto przez chwilę poocierać o siebie wargi aż
cukier się rozpuści. Bardzo ładnie daje sobie radę z pozbywaniem się martwego
naskórka nawet przy nadmiernym wysuszeniu ust. Stanowił on świetny duet z
pomadką rokitnikową w czasie opryszczki. Jedynym minusem pomadki peelingującej
jest to, że przy obecnych temperaturach cukier w niej zawarty delikatnie się topi,
a przez to traci ostrość. Wciąż jednak zachowuje swoje właściwości
peelingujące.
Pomadkę można kupić w internecie oraz w sklepach
stacjonarnych, które posiadają w swoim asortymencie kosmetyki Sylveco. Ceny wahają się od 9 do 11
zł. Ja zapłaciłam 10,50 zł.
Lada chwila mi się skończy, ale na pewno wrócę do
niej, bo stanowi podstawę mojej pielęgnacji ust. A ja właśnie nakładam matową pomadkę z Golden Rose na usta i jadę na małe zakupy. ;)
Używaliście już pomadki peelingującej? Jak się u Was
sprawdza?
Pozdrawiam,
Iza
Jeszcze nigdy używałam żadnej pomadki peelingującej.. :)
OdpowiedzUsuńNajwyższa pora to zmienić. :)
UsuńHa, ja ją mam :) też już mi się kończy, ale bardzo ją sobie chwalę i uwielbiam za smak marcepankowy :)
OdpowiedzUsuńWiem, wiem. Czytałam przecież. ;)
UsuńUżywałam tej z betuliną i była cudowna:)
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że u mnie też się sprawdzi. :)
Usuń