Ostatnio
mało piszę, ponieważ sesja i sprawy okołosesyjne zajęły najwyższe miejsce na
mojej liście rzeczy do zrobienia. Obiecuję, że od lipca będzie więcej postów i
z recenzjami, i z informacjami. A tymczasem dziś kolejna Niedziela. Ostatnio
moja pielęgnacja włosów wygląda bardzo monotonnie. Przed niemal każdym myciem
nakładam domowej roboty maskę drożdżową, myję szamponem Sylveco i nakładam
najczęściej balsam na kwiatowym propolisie. Z tego powodu już dwie Niedziele
pod rząd były bardzo podobne, więc dziś przyszła kolej na małą odskocznię. Pamiętacie
jak opisywałam Wam wrażenia po zabiegu laminowania Marion? Stwierdziłam, że efekt, który uzyskałam był lepszy niż wtedy, gdy po raz
pierwszy laminowałam włosy żelatyną. Zastanawiałam się, która forma bardziej
odpowiada moim włosom. Dziś postanowiłam to sprawdzić.
1.
Łyżkę żelatyny zalałam ok. 4-5 łyżkami gorącej wody i bardzo dokładnie wymieszałam.
2.
Podczas oczekiwania aż żelatyna trochę się ostudzi umyłam głowę szamponem z
SLES - Timotei Wymarzona Objętość.
3.
Do przestudzonej żelatyny dodałam niecałą połowę saszetki maski Biovax
Naturalne Oleje i trochę balsamu na kwiatowym propolisie. Całość dobrze
wymieszałam.
4.
Zanurzyłam włosy w miseczce z mieszanką i wmasowałam we włosy.
5.
Trzymałam pod czepkiem i ręcznikiem 1 godzinę.
6.
Spłukałam dobrze wodą.
7.
Pozwoliłam im wyschnąć naturalnie.