Moim największym błędem jest ignorowanie pielęgnacji ciała. I nie chodzi mi tutaj o mycie, bo co najmniej raz dziennie muszę się wykąpać. Chodzi o stosowanie peelingów oraz balsamów, maseł czy olejków. Gdy zaczynałam swoją przemyślaną pielęgnację twarzy i włosów zaczęłam wybierać też i balsamy do ciała. Dostępne dla mnie miały kiepskie składy i zostawiały skórę przesuszona. Przerzuciłam się zatem na oleje, masła i olejki. Używanie ich dawało lepsze efekty, ale doprowadziło mnie do szału czekanie godzinami aż się wchłonie jaśnie pan olej. W ten sposób zraziłam się do tej grupy produktów. Jakiś czas temu trafił do mnie kojący balsam do ciała Vianek. Zakładałam zły scenariusz (zamiast najgorszego, dlatego że kosmetyki Sylveco i Vianek w większości uwielbiam). Przejdźmy jednak do recenzji.
Opakowanie to plastikowa biała butelka przez którą nie widać ile produktu zostało. Szata graficzna jest oczywiście piękna i Viankowa. Butelka nie brudzi się. Dozownik nie cieknie, ale wymaga trochę naciskania. Szczególnie jeśli potrzebujemy dużo kosmetyku.