Ostatnio nadrabiam z postami, ponieważ w przyszłym tygodniu nie będę miała dużo czasu na pisanie. Mam nadzieję, że nie macie mi tego za złe. :) Najgorzej idzie mi pisanie recenzji kosmetyków włosowych, ponieważ większość z nich działa u mnie bardzo podobnie, czyli nijak. Gdy już jakiś opisuję to miejcie pewność, że przedstawiany na pewno nie jest obojętny moim włosom. Takim właśnie kosmetykiem jest bohater dzisiejszego posta - maska Kallos Aloe.
Maska mieści się w litrowym plastikowym słoju typowym dla masek Kallos. Bez problemu można wydobyć z niego dowolną ilość kosmetyku. Przez plastikową nakrętkę nic się nie wylewa.
Po bokach opakowania możemy poczytać obietnice producenta, skład oraz znaczek PAO, który mówi nam, że maska jest ważna 12 miesięcy od otwarcia.
W składzie znajdziemy sok z aloesu. Oprócz niego jest emolient, antystatyk, a po kompozycji zapachowej dwa silikony (zmywalny łagodnym detergentem oraz lotny), glikol propylenowy (humektant) i konserwanty. Jest więc to maska niezbyt bogata składowo, którą pokusiłabym się o określenie jako humektantowo-emolientową z przewagą tego pierwszego (jeden emolient, dwa humektanty w tym sok z aloesu).
Sam produkt jest gęsty, a przez to wydajny (szczególnie jeśli weźmiemy pod uwagę ilość produktu). Dobrze rozprowadza się na włosach. Ma perłowo-biały kolor. Zapach przypomina mi płyn do prania lub płukania ubrań - nie jest więc za ładny, ale do uciążliwych nie należy. Nie utrzymuje się na moich włosach.
Maskę aloesową stosowałam na cztery sposoby: pod olej, do emulgowania oleju, do mycia włosów oraz po myciu szamponem. Muszę przyznać, że dobrze się spisał we wszystkich tych sytuacjach. Nałożony pod olej wspomagał nawilżenie włosów. Bez problemu emulgował olej, a przez to ułatwiał zmywanie go szamponem. Jako odżywka do mycia dobrze myje skórę głowy, nie podrażnia i nie przesusza. Użyta po myciu trochę nawilża, ale mogłoby być lepiej, a moje włosy nie są pod tym względem wymagające. Przy znacznej wilgotności powietrza puszy (jak na humektantowy produkt przystało). Nie obciąża, ale też niedostatecznie dociąża. Nie robi przyklapu. Ułatwia rozczesywanie.
Kallos Aloe kosztuje 8-13 zł. Można go znaleźć w sklepach fryzjerskich, na Allegro, w drogeriach Hebe czy Drogerie Polskie. Moją maskę kupiłam stacjonarnie w sklepie Expert Kosmetyki za 11 zł.
Maska jest dobrym uniwersalnym humektantowym produktem, który jednak nie sprawdzi się na włosach wymagających silnego nawilżenia. Pod tym względem najlepiej zadziała nałożona pod olej. Jak na tak prosty skład to działa naprawdę dobrze.
Poznaliście już Kallosa Aloe? Co o nim sądzicie?
Pozdrawiam,
Iza.
PS Przypominam o ankiecie blogowej.
PPS Mam spory problem ze zużywaniem kosmetyków do włosów. W najbliższych 1-3 miesiącach kilka z nich kończy swój oficjalny żywot (symbol PAO odlicza ich czas). Stąd mam do Was pytanie: czy ktoś z Was (pamiętając o zbliżającym się terminie) chciałby przygarnąć odlewkę któregoś z tych kosmetyków: odżywka Garnier UD wanilia i papaja, balsam kokosowy Spelnd'Or (olej kokosowy i zioła), czarne mydło syberyjskie, balsam marokański PO, maska Miód i Mleko Chantal (proteiny i silikony)? Mam też do oddania pół opakowania balsamu z olejem arganowym i granatem Green Pharmacy oraz bronzer Honolulu (użyty ze 3 razy). W zamian do wyboru byłoby: "dziękuję", zwrot kosztów wysyłki lub jakaś odlewka. Jeśli ktoś z Was jest zainteresowany to napiszcie mi maila na adres: zakreconekolko@gmail.com
mam go, jednak jeszcze zdania sobie o nim nie wyrobiłam :)
OdpowiedzUsuńJestem ciekawa jaka będzie Twoja opinia o nim. :)
UsuńAkurat tego wariantu jeszcze nie mam, ale lubię Kallosy, więc pewnie na niego też się skuszę :)
OdpowiedzUsuńMyślę, że warto. :)
UsuńMam w zapasach Kallos Keratin, ale mam w planach kiedyś i tą wypróbować :)
OdpowiedzUsuńZużywanie tych litrowych opakowań to udręką, prawda? Jestem ciekawa jak ten Keratin się sprawdzi u Ciebie. :)
UsuńLubię tego kallosa :)
OdpowiedzUsuńŚwietny jest. :)
UsuńNa razie męczę wersję Keratin, ale Aloe jest kolejny na liście :)
OdpowiedzUsuńMęczysz? Aż tak źle? ;)
UsuńMoje włosy lubią keratynę, ale niestety ta maska nie radzi sobie z moimi końcówkami :/ A bez sensu nakładać Keratin na włosy nad ramionami a na końcówki inną emolientową maskę haha :D
UsuńCzemu bez sensu? Jak się będzie sprawdzać to sens będzie mieć. :P
UsuńMoże i tak, ale nie zawsze się chce :D
UsuńRacja. :)
UsuńA tego Kallosa to ja jeszcze nie znam :-)
OdpowiedzUsuńTo pora poznać. :D
Usuńmiałam tą wersję, była ok ale bardziej wolę kallosa botox i mlecznego.
OdpowiedzUsuńNie miałam jeszcze tych dwóch, ale są na mojej liście. :)
UsuńUwielbiam kallosa aloe pod olej :D
OdpowiedzUsuńJa też. :)
UsuńUwielbiam jej zapach, najmniej nachalny z wszystkich kallosów ;)
OdpowiedzUsuńNie miałam okazji wąchać wszystkich, ale muszę przyznać Ci rację - jest z nich najbardziej neutralny. :)
UsuńO, to może byłaby podobna do Chocolate :) Chętnie wypróbuję, ale chyba na razie wybiorę się po coś proteinowego. Chociaż nawilżające maski/odżywki też mi się kończą...ech, życie włosomaniaczki :)
OdpowiedzUsuńAloe jest bardziej nawilżający niż Chocolate. Ch. zawiera w składzie (mniej niż 1 %, ale zawsze) jeszcze masło kakaowe i proteiny, więc jest bardziej PEHowy. :) Zawsze można kupić dwie... ;)
Usuń