Miał się wczoraj pojawić post z okazji Tłustego Czwartku z recenzją maski Kallos Latte wraz z krótką informacją o proteinach, ale wstąpił we mnie leniwiec i oprócz wstępu naskrobanego dwa dni temu nie mam nic więcej na ten temat. :/ Wstęp ten prezentował się tak:
"Tłusty Czwartek, który dziś wypada, jest zmorą dla
osób odchudzających się i z cukrzycą. Dla mnie też jest przerażający ze względu
na ilość spożywanych pączków i faworków/chrustu… Moja mama upiekła we
wtorek faworki i od tego czasu nie jem
prawie nic innego. Moja silna wola nie radzi sobie także z pączkami z
czekoladą, ale nie ma problemu ze zwykłymi. :) Z okazji tego „słodkiego święta”
dzisiaj recenzja kosmetyku do włosów, który ma najsłodszy zapach ze wszystkich
mi znanych. Mowa o masce Kallos Latte."
Tak nawiasem mówiąc nie zjadłam żadnego pączka z czekoladą, a w sam Czwartek nie zjadłam w zasadzie ani jednego. Zrehabilitowałam się dopiero dzisiaj. Ale nie o tym miało być. Czasami odzywają się we mnie "ludzkie" instynkty i stąd ten post. Chciałam się pochwalić, co zostało ułożone dzisiaj w mojej i tak pełnej szafce... Ta ilość sprawiła, że poczułam się jakby Boże Narodzenie przyszło dużo szybciej niż zwykle. :P
W konkursie organizowanym przez Skarby Syberii na FB udało mi się wygrać minivoucher. Kompletnie pozbawiona pomysłu na to, co chcę najbardziej drogą losowania wybrałam Balsam Marokański Planeta Organica, a że moja skóra dłoni od jakiegoś czasu odmawiała posłuszeństwa, a mój kremik się skończył, padło na krem do rąk na bazie Organicznego Masła Shea PO. Do moje koleżanki Sandry trafił ten sam Balsam Marokański, więc może uda mi się kiedyś namówić ją do oceny jego działania na jej włosach i wtedy zrobię małe porównanie. Nasze włosy się różnią, więc sprawdzimy, czy określenie "do wszystkich rodzajów włosów" jest mitem czy prawdą. :) Przerażające w obu tych produktach jest to, że chyba uzależniłam się od ich zapachów. W dniu, gdy dostałam paczkę w lewe przedramię wsmarowałam balsam, a w prawe krem do rąk i co
chwila je wąchałam... Na włosach zapach Balsamu Marokańskiego jest mniej intensywny, co tylko pogłębiło moje uzależnienie. I teraz co chwila wącham włosy.
Udało mi się też w końcu dopaść maskę Biovax Keratyna + Jedwab w saszetce. :)
Z racji, że szczęście ostatnio mi dopisywało tam, gdzie nigdy go nie ma, pomijając jak zwykle skrzętnie wszelkie inne dziedziny mojego życia, wygrałam w rozdaniu u Mariki i dziś rano przyjechała do mnie paczka od niej. Znalazły się w niej:
- maski Kallos Silk, Keratin i Color,
- Balsam do włosów suchych i zniszczonych z olejem arganowym i granatem z Green Pharmacy,
- Maska Regenerująca Włosy Kamiwaza,
- Arganowa Kuracja do włosów BingoSpa,
- samplery Yankee Candle
i dodatkowo
- saszetki maski Biovax do włosów słabych ze skłonnością do wypadania,
- Odżywka Intensywna Odbudowa Ziaji.
Dziękuję Ci bardzo, Kochana!
W ten sposób moja skromna kolekcja kosmetyków do włosów bardzo się powiększyła i zastanawiam się, kiedy ja skończę to wszystko testować... Nie mogę używać przecież wszystkiego naraz, a już ostatnio przegrałam z pokusą użycia Balsamu Marokańskiego. :/ Jedyne co mi chyba pomoże to schowanie ich na samym końcu półki.
Mam nadzieję, że nie przejadłyście się wczoraj słodkim, a jeżeli tak to, że nie pójdzie Wam w boczki. ;) Zastanawiam się, czy też macie taki problem jak ja z chęcią sprawdzenia wszystkiego już -teraz-zaraz-natychmiast oraz z wyborem: co przetestować najpierw? A może macie tak silną wolę, że bez problemu radzicie sobie z "pokusami"?
Pozdrawiam,
Chomik.
O,udało się Tobie "rozkleić"zabezpieczone kosmetyki.Bardzo się cieszę,jeśli choć trochę sprawiłam Tobie radości.Całuski!
OdpowiedzUsuńPotrzebna była mała pomoc babci i noża. No i babcia chciała mi przy okazji "ukraść" YC jaśminową... ;)
UsuńA to dobre:))
Usuń